Bez tytułu

Rogaliki były doskonałe. Szkoda, że ukradł tylko dwa. Byli sami. Siedzieli obok siebie na niskiej, długiej ławce. Ona wyciągnęła nogi i oparta o ścianę patrzyła zamyślona przed siebie. On bawił się pustą puszką po farbie i śpiewał bezgłośnie.

Cholera - pomyślał - ależ ona jest piękna! - puszka odtoczyła się poza zasięg jego ręki więc dał jej spokój.

- No i co się tak wytrzeszczasz? - zapytała, łapiąc jego spojrzenie. Niechętnie odwrócił wzrok. Chciał ją przytulić. Chciał jej powiedzieć jaka jest piękna, że ją kocha, cokolwiek co wywołałoby choć cień uśmiechu na jej twarzy. Twarzy groźnej i aroganckiej, ale i pięknej. Chciał, żeby odgarnęła dla niego swe długie, dziko zielone włosy, żeby spojrzała na niego tym swoim drwiącym, wyzywającym spojrzeniem, jak zawsze kiedy była... nie, nie chciał teraz o tym myśleć. Potem uklęknąłby przed nią i pocałował w brzuch. Dokładnie w pępek. Nie zrobił tego.

Dziewczyna założyła skórzaną kurtkę, wyciągnęła swoją kuszę - małą, czarną, zabójczą broń, kochała ją jak siostrę - sprawdziła i uzupełniła magazynek. Wstała.

- Chodźmy, mam ochotę przyćpać -rzuciła niedbale i ruszyła w stronę otworu po drzwiach. Zatrzymała się w progu i wolno, jakby oszczędzając ruchy odwróciła się. Wyglądała jak anioł gdy tak stała w prostokątnej aureoli dzikiej mgły świateł, które rządziły teraz ulicami. I nie było niczego; brudnej ulicy, chłodu, bólu... Była tylko ona.

- Idziesz? - spytała zimno, jakby oszczędzając słowa. Spuścił wzrok.

-Pieprzone dragi - mruknął. Wstał. Ręce w kieszeniach, włosy opadające na twarz.

- Kocham cię - powiedział bardziej do podłogi niż do kogokolwiek.

- Co?

- Kocham cię! - wyrzucił, tym razem spoglądając na nią. Miał wrażenie, że nagle wszystko ucichło. Dziewczyna wbiła ręce w kieszenie kurtki i westchnęła krótko, jakby oszczędzając... oddech? Kopnęła zgniecioną puszkę.

- Kurwa, ale z ciebie dureń - z niedowierzaniem pokręciła głową; nagły podmuch wiatru szarpnął zielonymi włosami. Odgarnęła je do tyłu.

- Ale z ciebie pieprzony dureń.

Gdzieś z daleka dobiegło spóźnione echo wystrzałów, jakieś krzyki. W prostokąt bladego światła wkradł się skulony cień szczura. Dziewczyna. Szybki, dokładny ruch prawej ręki;

Stuk! - cienka strzałka przybija gryzonia do betonowej podłogi. Anioł odchodzi zostawiając swą aureolę martwemu szczurowi, który jakby zadowolony z sukcesji machnął jeszcze ogonem.

A może to wiatr...

 

Stanisław Wawrzyczek

 

powrót