Marzenie...

Był niezwykłym człowiekiem. Już w chwili narodzin przepowiedziano mu wielkie czyny. W młodości był przykładem
wzorowego katolika. Wstąpił do seminarium lecz nie przyjął święceń. Mając trzydziestkę na karku założył już trzy fundacje charytatywne. W końcu założył zgromadzenie Braci Pomocy - Zakon pomagający najbiedniejszym. Sam papież
kilkakrotnie go odwiedzał. Wielokrotnie przypisywano mu cuda i uzdrowienia. Zmarł w wieku lat 58 i w tym samym roku władze kościoła ogłosiły go błogosławionym a trzy lata później za sprawą samego papieża - Świętym.

* * *

Stał przed wielkimi drzwiami. Był ubrany w srebrne szaty. Całkowicie zdezorientowany stał przez chwilę.
- Przepraszam, serdecznie przepraszam za sp
óźnienie - usłyszał zza pleców.
Za nim stała postać w bieli. Ręką wskazała drzwi i gestem nakazała iść za sobą.
- Zanim o coś spytasz przedstawię się. Jestem twoim aniołem stróżem. Wybacz, że się lekko spóźniłem ale oglądałem twoją beatyfikację na ziemi. Naprawdę piękna uroczystość. Nawet On to oglądał.- Anioł musiał przerwać ponieważ weszli do przedsionka i zatrzymano ich. Anioł wartownik wymienił spojrzenie z aniołem stróżem.
- Ależ proszę wejść. Omińmy formalności. - Wartownik zapraszającym gestem przeprowadził ich przez drzwi. Gdy odchodzili - dogonił ich inny anioł. Nawet się nie zatrzymując wskazał wieżę malującą się na horyzoncie. Widocznie to jakiś znak bo anioł struż wziął wybrańca za rękę
- Musisz być szczęśliwy. On chce się z tobą widzieć ! -

* * *

Sala była ogromna. Było w niej pełno aniołów. Na końcu sali siedział starzec w bieli i zapraszającym gestem wskazał na gościa. Natychmiast ucichł gwar a zastąpił go wdzięk trąb. Gdy przechodził w kierunku tronu z starcem obsypywano go kwiatami. Zbliżył się do schodów i powoli wdrapywał się do góry.
- Oto Dusza która dorównuje największym świętym i aniołom... -
Zaanonsowano go dość honorowo. Gdy podszedł do Niego On wstał i przemówił szeptem tak by tylko on usłyszał.
- Witam w niebie. - On zszedł o parę stopni tak by stać twarzą w twarz z zasłużonym.
- Twoje życie dało prawdziwy dowód twojej wiary - Teraz On zszedł tak blisko że stali na jednym stopniu.
- Za twoje zasługi dla kościoła wybierz swoją nagrodę - Uśmiechnięty On wypowiedział ostatnie słowa tak by słyszano go w całej sali. Wybrany stał nieruchomo po czym podszedł do tronu i wdrapał się na siedzenie. Lekko zdziwiony On Podszedł do tronu.
- Wybraniec teraz przemówi - Powiedział anioł który wcześniej go anonsował oczy skierowały się na stojącego na tronie człowieka. Lecz on wcale nie przemawiał tylko rozejrzał się po zgromadzonych na sali niezadowolony z tej pozycji - na nowo podjął wspinaczkę tym razem na oparcie tronu.
- Dodajmy otuchy wybrańcowi by do nas przemówił - Człowiek spojrzał w dół na Niego i zgromadzonych i szeroko się uśmiechnął jakby akceptował wysoką lokalizację. Na sali rozległy się oklaski. Starzec podszedł do tronu i spojrzał na wybrańca. Ten energicznie podwinął swoją togę. Gdy udało mu się chwycić koniec szaty jeszcze raz rozejrzał się po zgromadzonych. Ich twarze wyrażały uwielbienie
i zachwyt.
- A więc synu ? - Bóg się niecierpliwił. Wybraniec podkasał swoją togę i jednym ruchem wydobył swoje przyrodzenie. Długim strumieniem moczu oblał Bogu głowę.
- To za wszystkie upokorzenia na ziemi - Wybraniec był szczęśliwy - Spełniło się jego
marzenie.

Sir Bob Ethernberry

powrót