Oczy

Była późna jesień. Dnie robiły się krótsze i zimniejsze. Na szczęście nie padało ale słońce jak zwykle nie świeciło. Jak w każdy piątek tak i wtedy udałem się do mojego ulubionego pubu. Jest to cichy pub o przyjemnym wnętrzu, kiedyś była to straszna speluna ale z czasem zmieniła się tak jak i jej goście - może poza mną. Z wejścia podszedłem prosto do kontuaru i kupiłem piwo. Pociągnąłem łyk i właśnie usłyszałem znajomy, lecz trochę już stary kawałek lecący z głośnika wiszącego tuż nad moją głowa. Tak, to "Kazik na żywo". Rozejrzałem się za znajomymi lecz nikogo nie dostrzegłem, zresztą dziś ludzi było mało co mnie zdziwiło. Rozglądałem się dalej i wzrok zatrzymałem na rudej dziewczynie siedzącej samotnie przy kontuarze.

- Patrzę, uuu ale wspaniała dziewczyna - zaskrzeczał głośnik.

Rzeczywiście była ładna, choć wspaniała pasowało znacznie lepiej. Miała krótką, czarną i obcisła sukienkę, która z pewnością nie zasłaniała trochę za długich nóg. Pochylała się nad drinkiem tak, że włosy zasłoniły jej profil. Ciekawy byłem jakiego koloru są jej oczy. Strasznie lubię zielone. Przypatrywałem się jeszcze chwilę. Spojrzałem na zegarek. Późno się robi, pomyślałem i nie zwlekając podszedłem do niej.

- Cześć - powiedziałem.

Podniosła wzrok znad szklanki z drinkiem. Ha, teraz zobaczyłem, ze ma duże, zielone oczy. Spojrzałem w źrenice, których kształt wydawał się bardziej eliptyczny niż kolisty. Patrzyłem jeszcze chwilę, lecz to nie mogły być szkła kontaktowe. Cudownie, pomyślałem i dokładnie przyjrzałem się jej twarzy.

- Jesteś Thorn, prawda ? - spytała. O, jakie ładne zęby, pomyślałem.

- Tak - odparłem zdziwiony. Rzadko bowiem obcy znają moje imię.

- Jestem Metseger. Słyszałam, że uwalniasz ludzi od ich kłopotów.

- Tak, to prawda. Kto ci mnie polecił ?

- Serpent - odparła.

Uśmiechnąłem się w myślach i upiłem kolejny łyk piwa. Serpent też był niezłym wariatem. Chyba nawet większym ode mnie.

- Co mogę dla ciebie zrobić ?

- Jest ktoś... - zaczęła.

- Wszystko w swoim czasie - przerwałem - znasz cenę ?

- Tak - powiedziała i wypiła swojego drinka.

- Chodźmy - rzekłem i odstawiłem ze smutkiem nie wypite piwo.

Gdy wychodziliśmy Kazik śpiewał, że ktoś mu "obił ryja". Znów uśmiechnąłem się w myślach. Tym razem znacznie szerzej i radośniej.

Poza tym lubię stare piosenki.

* * *

Następnego dnia wieczorem zaprosiła mnie do swojego mieszkania. Zgodnie z umową przyniosłem głowę jej męża. Ona miała szampana.

* * *

Rano obudziłem się obok niej i zacząłem gładzić jej włosy aż otworzyła oczy. Patrzyłem zahipnotyzowany w niekończącą się zieleń. Wreszcie wyrwałem się.

- Zrobię nam kawy - powiedziałem i szybko wyszedłem.

Poszedłem do kuchni i poszukałem łyżeczki do cukru. W końcu znalazłem ładną, srebrną łyżkę, nie za małą nie za dużą - taką w sam raz. Zacisnąłem ją mocniej w ręku i czekałem aż Metseger wejdzie do kuchni.

* * *

Nie mogłem opisać uczucia radości, gdy wkładałem zielone oczy do słoika ze spirytusem. Takich jeszcze nie miałem. To unikatowa zieleń. Zakręciłem wieczko i postawiłem trofeum na półce, tuż obok dziewiętnastu pozostałych. Dwadzieścia, pomyślałem. Chyba czas na jubileusz.

Krwawy Rostok

 

powrót